17.09.2025 16:06
22 wyświetleń
0 komentarzy
Po premierze "Toxicity" w 2001 roku szał na System of a Down sięgnął zenitu. Na scenie alternatywnego metalu nie było gorętszej nazwy, ale zamiast kuć żelazo póki gorące, kalifornijski zespół poddał się burzliwemu procesowi tworzenia nowego materiału. Rezultatem był nie jeden, a dwa nowe albumy i przedstawienie gitarzysty Darona Malakiana w nowej roli - drugiego wokalisty. Dla jednych to był koniec, dla innych powiew świeżości i chyba nie było nikogo pośrodku, bo to jeden z tych głosów, które albo się kocha, albo nienawidzi.
Zobacz cały artykuł w serwisie muzyka.interia.pl »