08.09.2025 13:03
25 wyświetleń
0 komentarzy
Cezary Kulesza podkreślał wiele razy, że wynik jest w piłce Bogiem. W marcu zadowalały go paskudne mecze z Litwą i Maltą, bo "więcej niż sześć punktów nie dało się zdobyć". Niedługo później Michał Probierz włączył samounicestwienie, a Jan Urban - przynajmniej na razie - pokazuje, że robienie wyników nie musi kojarzyć się z jazdą gołym tyłkiem po niewyheblowanej desce.
Zobacz cały artykuł w serwisie sport.interia.pl »